Wybuchy z przeszłości
Katalog znalezionych hasełArchiwum
- Moje najwiÄksze skarby i opowieĹci prosto z mojego
- Obchody 64 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego
- T Pyxidis może wybuchnąć i zniszczyć Ziemię
- "Straszny wybuch, myślałam, że wojna"
- Polacy poznają przeszłość egipskiej twierdzy
- policyjne przeszukania w akademikach
- UchwaĹy Rady Powiatu
- Hard Truck Tycoon
- TTI 770
- Felgi ASA AR1 17x8j et35
- Godfather (Ojciec Chrzestny)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- agafilka.keep.pl
Moje najwiÄksze skarby i opowieĹci prosto z mojego

Czy chińskie próby jądrowe spowodowały śmierć tysięcy ludzi i zagroziły następnym pokoleniom?
Enver Tohti pamięta tamten tydzień, w którym spadł pył. Latem 1973 roku chodził do szkoły podstawowej w prowincji Sinkiang (Xinjiang), najbardziej na zachód wysuniętym regionie Chin, zamieszkanym głównie przez Ujgurów – jedną z mniejszości etnicznych kraju. „Przez trzy dni z nieba sypała się ziemia, choć nie było wiatru ani burzy. Na firmamencie panowała śmiertelna cisza, nie widzieliśmy słońca ani księżyca” – wspomina. Na pytanie uczniów o to, co się dzieje, nauczycielka odpowiedziała, że jest burza na Saturnie (po chińsku Saturn oznacza „planetę gleby”). Wtedy Tohti jej wierzył. Dopiero wiele lat później zrozumiał, że był to radioaktywny pył wzniecony na skutek przeprowadzonej na terytorium prowincji detonacji bomby jądrowej.

Fot: GettyImages/Flash Press Media
Po 30 latach Tohti, już jako lekarz, rozpoczął śledztwo dotyczące coraz to nowych ofiar tych wydarzeń, których rząd chiński uparcie nie zauważa. Prawdopodobnie kilkaset tysięcy ludzi zmarło wskutek napromieniowania pochodzącego z co najmniej 40 wybuchów jądrowych przeprowadzonych od 1964 do 1996 roku na poligonie Lop Nur w prowincji Sinkiang, znajdującym się na trasie Jedwabnego Szlaku. Tohti uważa, że prawie 20 mln ludzi zamieszkujących obecnie ten rejon to znakomite źródło danych do badań nad długoterminowym wpływem promieniowania, włącznie ze słabo zbadanymi zmianami genetycznymi, które mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Lekarz wspólnie z fizykiem Junem Takadą postanowili na japońskim Uniwersytecie Medycznym w Sapporo uruchomić projekt badawczy, który miałby na celu analizowanie konsekwencji tych prób. „Jest to wprawdzie smutna, ale niezwykle rzadka okazja, by nauczyć się czegoś nowego i porównać z tym, co obserwujemy gdzie indziej” – mówi Anders Mueller, kierujący Chernobyl Research Initiative (CRI) w Centre National de la Recherche Scientifique w Paryżu.
Takada oszacował, że najwyższa dawka promieniowania w prowincji Sinkiang przekroczyła wartość pomiaru przeprowadzonego na dachu budynku reaktora w Czarnobylu po jego zniszczeniu w 1986 roku. Najwięcej szkód mieszkańcom prowincji wyrządziły wybuchy w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, powodujące opad mieszaniny materiału promieniotwórczego i piasku z sąsiedniej pustyni. Niektóre miały energię 3 Mt TNT, czyli około 200 razy większą niż bomba zrzucona na Hiroszimę – mówi Takada, który wyniki swoich badań opublikował w wydanej w tym roku książce Chinese Nuclear Tests.
Naukowcy z graniczącego z prowincją Sinkiang Kazachstanu wiedząc, że Takada na początku lat dziewięćdziesiątych badał efekty amerykańskich, radzieckich i francuskich prób jądrowych, poprosili go o pomoc w ocenie zagrożenia stwarzanego przez chińskie próby dla ich regionu. Korzystając z radzieckich danych na temat wielkości wybuchów i siły wiatrów oraz wartości promieniowania w Kazachstanie w latach 1995–2002 fizyk opracował komputerowy model służący do szacowania rozkładu opadów radioaktywnych. Takada nie dostał pozwolenia na wjazd do Chin, w związku z czym dokonał ekstrapolacji swojego modelu i opierając się na informacjach dotyczących gęstości zaludnienia w prowincji Sinkiang, ocenił, że około 194 tys. osób mogło umrzeć w rezultacie napromieniowania, a około 1,2 mln otrzymało dawki wystarczająco duże, by spowodowały białaczkę, nowotwory lub uszkodzenia płodu. „Moje szacunki to ostrożne minimum” – zaznacza.
Wyniki te nie zaskoczyły Tohtiego. Jak na ironię, będąc nastolatkiem, szczycił się tym, że to jego prowincja została wybrana jako poligon do przeprowadzania prób przyśpieszających chiński postęp w dziedzinie techniki i wojskowości. Zdanie zmienił dopiero wówczas, gdy został lekarzem i obserwował ponadprzeciętną liczbę złośliwych chłoniaków, nowotworów płuc, przypadków białaczki, chorób zwyrodnieniowych i niemowląt z różnego typu deformacjami ciała. „Wielu lekarzy podejrzewało, że ma to związek z próbami jądrowymi, ale nie dało się czegokolwiek dowieść – wspomina Tohti. – Nasi przełożeni ostrzegali nas przed prowadzeniem badań”.
Lekarz mógł zacząć o tym mówić dopiero w 1998 roku, gdy przeniósł się do Turcji pod pretekstem kontynuacji szkolenia medycznego. Tam porozumiał się z brytyjską filmową ekipą dokumentalistów, którą, jako niby-turystów, przemycił do prowincji Sinkiang. Wspólnie znaleźli medyczne dane dowodzące, że liczba nowotworów była tu o 30–35% wyższa od średniej krajowej.
Projekt Lop Nur zainicjowany przez Tohtiego i Takadę może wypełnić luki w analizach innych masowych skażeń promieniowaniem. Studiując skutki katastrofy w Czarnobylu, Mueller i jego współpracownicy stwierdzili, że populacje zwierząt nadal są tam mniej liczne, jednocześnie zaś występuje więcej mutacji genetycznych. Wnioski te są sprzeczne z wcześniejszymi raportami sygnalizującymi odradzanie się fauny.
Ścisłe określenie skutków eksplozji przenoszących się na kolejne pokolenia u ludzi okazało się bardzo trudne, ponieważ względnie niewiele czasu upłynęło od katastrofy oraz zbyt mała liczba osób faktycznie ucierpiała w jej wyniku – wyjaśnia Timothy Mousseau, kierujący CRI w University of South Carolina. Niemniej jednak z zebranych danych wynika, że „występują poważne uszkodzenia genetyczne u ludzi żyjących na terenach skażonych”. Z tego powodu Mousseau wierzy, że projekt Lop Nur doprowadzi do powstania kartoteki dowodów genetycznych. Jak zgodnie stwierdzają Mueller i Takada, trudność sprawi rozszyfrowywanie, czy zmiany w drugim i trzecim pokoleniu są spowodowane skażeniem wody i gleby, czy też jest to odziedziczona mutacja genetyczna.
Dla Tohtiego najważniejsze jest pomaganie chorym. W marcu rząd francuski obiecał, że zrekompensuje szkody, jakie poniosły cywilne ofiary prób z bronią jądrową w Polinezji. W 2008 roku chińska agencja prasowa Xinhua ogłosiła, że władze przekazują subsydia o niesprecyzowanej wysokości dla personelu wojskowego zaangażowanego przy przeprowadzaniu testów. Lekarz chciałby, żeby pomoc ta objęła również dotkniętych skażeniem cywilów, stwierdzając, że 80% spośród nich nie ma żadnej opieki zdrowotnej. „Obecnie nie stać ich na leczenie – mówi. – Jedyne, co mogą robić, to czekać na śmierć”.
Projekt Lop Nur to czubek międzynarodowej góry lodowej – zauważa Abel Gonzalez z argentyńskiego dozoru jądrowego w Buenos Aires. Badacze skażeń jak do tej pory mieli łatwy dostęp jedynie do trzech miejsc, gdzie odbywały się próbne wybuchy – amerykańskiego terenu na atolu Bikini, poradzieckiego Semipałatyńska (dziś miasto Semej) w Kazachstanie oraz wysp Polinezji Francuskiej. Przeprowadzono tam niewielką liczbę z około 500 wszystkich światowych prób z bronią jądrową w atmosferze. „Mamy moralny obowiązek przebadać wszystkie tereny, na których dokonywano wybuchów” – mówi Gonzalez. Z całą pewnością w odczuciu ludzi z prowincji Sinkiang cierpiących z powodu testów w Lop Nur nigdy nie wypowiedziano prawdziwszych słów.