Na tropie sygnałów z kosmosu
Katalog znalezionych hasełArchiwum
- Moje najwiÄksze skarby i opowieĹci prosto z mojego
- Nowe zdjęcia z kosmosu obalają teorię spiskową
- Polskie inteligentne kamery podbijają kosmos i rynek
- "Znikające" galaktyki odkryły tajemnicę kosmosu
- Rekordowe "narodziny" w kosmosie, naukowcy zaskocz
- Jak się nie zatruć w kosmosie ? [odnośnik do starego forum]
- Nietypowe wykorzystanie Nikonów w kosmosie
- Nieprawdopodobne odkrycie - Alpy w kosmosie
- Polacy szykują się do wyprawy w kosmos?
- Ułatwimy obcym odnaleźć nas w kosmosie
- Zdjęcia z kosmosu za 150 dolarów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boatlife.htw.pl
Moje najwiÄksze skarby i opowieĹci prosto z mojego
Olbrzymie talerze w jednej z kalifornijskich dolin w pobliżu miejscowości Hat Creek tworzą nieziemski widok. Równie nieziemskie jest ich zastosowanie. Radioteleskopy o średnicy sześciu metrów służą bowiem do wykrywania sygnałów wysyłanych przez rozwinięte cywilizacje z odległych rejonów kosmosu.
Ta niezwykła instalacja stanowi początkową fazę projektu pod nazwą Allen Telescope Array. Zakłada on rozstawienie 350 ogromnych talerzy, które będą nieustannie skanować niebo. Chociaż od rozpoczęcia poszukiwań pozaziemskiej inteligencji minęło pół wieku, zainteresowanie Amerykanów tą sferą najwyraźniej nie słabnie.
– Sądzę, że nastąpiła całkowita zmiana sposobu, w jaki społeczeństwo postrzega życie we Wszechświecie – mówi Jill Tarter, założycielka instytutu naukowego SETI, którego celem jest poszukiwanie śladów obcych cywilizacji w przestrzeni kosmicznej.
– Każdego tygodnia odkrywamy planety poza Układem Słonecznym. Wiemy już, że drobnoustroje mogą żyć na Ziemi w ekstremalnych środowiskach, gdzie – jak sądzono do tej pory – żadne organizmy nie mają szans na przetrwanie. Nie możemy więc wykluczyć, że podobne rzeczy są możliwe również poza naszą planetą – przekonuje Tarter.
Ośrodek w Hat Creek, który zaczął działać dwa lata temu, to wspólny projekt SETI i mieszczącego się nieopodal laboratorium radioastronomicznego Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Jego powstanie było możliwe dzięki współzałożycielowi Microsoftu Paulowi Allenowi, który wspomógł naukowców dotacją w wysokości blisko 25 milionów dolarów. (...)
Misja, jakiej podjął się instytut ma swoich zagorzałych zwolenników, ale także sceptycznie nastawionych krytyków. W przeszłości tego rodzaju wysiłki kojarzone były zwykle z UFO, małymi zielonymi ludzikami i szalonymi badaczami. Dziś astronomowie i astrobiolodzy w wielu krajach zajmują się podobnymi projektami, a tropienie życia poza Ziemią stało się pełnoprawną dziedziną nauki. (...)

W 1992 roku nielicznym programom zajmującym się poszukiwaniem życia pozaziemskiego z dnia na dzień odebrano dofinansowanie z federalnej kasy. Były senator Richard Bryan tak argumentował wówczas tę decyzję w amerykańskim Kongresie:– Wielki pościg za Marsjanami może się wreszcie zakończyć. Chociaż wydaliśmy miliony dolarów, wciąż nie schwytaliśmy nawet jednego małego, zielonego gościa. Żaden Marsjanin nie powiedział: „Zabierzcie mnie do waszego wodza!”. Ani jeden latający talerz nie wystąpił o zezwolenie na lądowanie.
Dofinansowania nie ma, chociaż SETI zajmuje się nasłuchiwaniem sygnałów radiowych z odległych planet i nie ma nic wspólnego z Marsem, UFO czy innymi kosmicznymi dziwadłami. Niedawno agencja NASA oraz Kongres wyraziły zgodę, aby instytut ponownie ubiegał się o państwowe pieniądze. Jill Tarter może liczyć na poparcie kilku znanych astronomów, którzy uważają, że jej organizacja stała się ważnym graczem w dziedzinie radioastronomii.
Mimo to zarówno SETI, jak też inne tego rodzaju instytuty krytykowane są za brak efektów poszukiwań. Minęło już 50 lat, odkąd astronom Frank Drake po raz pierwszy wykorzystał antenę radiową w obserwatorium w Zachodniej Wirginii do szukania pozaziemskich sygnałów. Jak dotąd nie wykryto żadnego przekazu od żywych istot z innych planet.
Zdaniem Bena Zuckermana z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, gdyby w naszej galaktyce mieszkały zaawansowane technologicznie istoty, już byśmy o tym wiedzieli. – Za tym, że w naszej galaktyce istnieje tylko jedna, ziemska cywilizacja, przemawia wiele bardzo mocnych argumentów – przekonuje Zuckerman.
Choć poszukiwacze pozaziemskiej inteligencji mogą czuć się rozczarowani efektami swoich prac, to ich zdaniem brak komunikacji z obcymi istotami nie jest niczym zaskakującym. Liczba zbadanych dotychczas układów jest znikoma w porównaniu z liczbą gwiazd na niebie. – Można to porównać z próbą znalezienia ryby we wszystkich oceanach na Ziemi poprzez nabranie garści wody. Szanse są oczywiście bardzo małe – tłumaczy Tarter.
Nie ma ponadto pewności, czy nasłuchiwanie sygnałów radiowych jest właściwą metodą szukania obcych istot. Radio jest stosunkowo prymitywną formą komunikacji. Zaawansowane cywilizacje mogłyby wysyłać sygnały na wiele różnych sposobów. Biorąc to pod uwagę, naukowcy zaczęli stosować teleskopy optyczne. Są one w stanie wychwycić najdrobniejsze, nanosekundowe sygnały, które mogłyby nadejść z kosmosu.
W listopadzie 30 ośrodków obserwacji radioastronomicznej wraz z astronomami-amatorami z całego świata, poświęciło dwie noce na jednoczesne badanie tego samego układu gwiezdnego. Na czele projektu stanął Shin-ya Narusawa z obserwatorium Nishi-Harima w południowej Japonii.
– W naszym kraju dostęp do teleskopów jest otwarty dla wszystkich – mówi Narusawa. – Zwykle pytamy odwiedzających, co ich najbardziej interesuje w astronomii. Dwa najczęściej wymieniane zagadnienia to: czy Wszechświat ma granicę oraz czy istnieje życie, a w szczególności inteligentne istoty, gdziekolwiek poza naszą planetą.
The Washington Post