Steve House. Najlepszy himalaista świata?
Katalog znalezionych hasełArchiwum
- Moje najwiÄksze skarby i opowieĹci prosto z mojego
- cs-warownia.pl najlepsze forum cs
- Najlepsza Sieć Serwerów! Zapraszam ! www.blood-serwers.xaa.p
- [Inne] cs-bax.eu ! NAJLEPSZA SIEC SERVERÓW CS 1.6 S/NS
- 10.06.2010 - wręczenie nagród za najlepsze prace doktorskie
- Jaki smartfon ma najlepszy, a który najgorszy ekran dotykowy
- 2006.11.08, konkurs na najlepszą pracę magisterską
- 2007.05.29, konkurs na najlepszą pracę dyplomową
- Paweł Brożek najlepszym piłkarzem sezonu 2008/2009!!!:)
- [Forum] | RzeZnia.eu | Najlepsze Serwery w Polsce ! Zaprasza
- Pau Gasol najlepszym koszykarzem Europy 2009
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- odbijak.htw.pl
Moje najwiÄksze skarby i opowieĹci prosto z mojego

Steve House
Najlepszy himalaista świata?
Steve House jako radykał stylu alpejskiego należy do awangardy współczesnego alpinizmu – również dlatego, że deklaruje absolutne zaufanie dla swoich partnerów wspinaczkowych.
Kiedy kilka lat temu wszedł na Nanga Parbat i znalazł się u szczytu swojej kariery alpinistycznej, zrobił fantastyczne zdjęcie. To coś więcej niż zwykła fotografia wykonana tanim aparatem cyfrowym, czarno-biała, w kiepskiej rozdzielczości. Zdjęcie nie przedstawia nic nadzwyczajnego. Pokazuje zupełnie wyczerpanego człowieka, kolegę Steve’a, Vince’a Andersona klęczącego przed małym kopcem kamieni, z oczami wzniesionymi ku górze, ze zwisającymi bezwładnie rękami, na prawej dłoni brak rękawiczki. Steve House uwielbia to zdjęcie, bo idealnie odzwierciedla ono jego wizję wspinaczki.

www.banffcentre.ca
W Europie Steve House znany jest bliżej tylko środowisku wspinaczy, ale zaliczany do ścisłej awangardy alpinizmu. Reinhold Messner, na którym następcy rzadko kiedy robią wrażenie, nazwał go nawet "najlepszym himalaistą świata". Ów wyraz uznania można odnieść do tego, że House we wspinaczce na Nanga Parbat pokonał flankę, od której Messner w 1970 roku rozpoczął swoją karierę i która kosztowała życie jego brata Günthera. Może też dotyczyć purytańskiego nastawienia Amerykanina. Uosabia on bowiem styl, który na niedawnym szczycie International Mountain Summit w Brixen był bardzo komplementowany i stawiany za wzór.
House chce realizować ambicje alpinisty wyczynowego z użyciem jak najmniejszego zaplecza sprzętowego. Nie chce wchodzić za wszelką cenę na wszystkie najwyższe szczyty Ziemi, lecz chce jak najdłużej doświadczać uczucia, że jest zdany na partnera związanego z nim wspólną liną. W tym tzw. alpejskim stylu House nie zna kompromisów.
Unika tras na słynne ośmiotysięczniki, na których rzesze alpinistów wspinają się po przymocowanych na stałe linach. Ściany zabezpieczone wwierconymi hakami, obozy pośrednie, Szerpowie pełniący funkcję pomocników – to nie jego klimaty. Kiedy po próbie zdobycia czteroipółtysięcznej flanki Rupal na Nanga Parbat (8125 m) dyskutował ze swoim partnerem wspinaczkowym Brucem Millerem o zagrożeniach w politycznie niestabilnym Pakistanie, usłyszał od niego: - Jedynym ekstremistą, którego spotkałem w Pakistanie, był facet, z którym się wspinałem.
Najcudowniejsze jest to, że Steve opowiada o swoich przygodach w sposób przystępny, zrozumiały nawet dla laików. Nie mówi o wysokości nad poziomem morza ani o stopniach trudności, lecz o samotności, rozczarowaniu, a w szczególności o partnerstwie. - Uważam, że potrafię bezgranicznie zaufać drugiemu człowiekowi - twierdzi House.
Droga House’a na szczyty rozpoczęła się latem 1988 roku, kiedy jako osiemnastolatek, po ukończeniu szkoły średniej zdecydował, że spędzi rok za granicą i wyjechał z pagórkowatego Oregonu. Wylądował w ówczesnej Jugosławii, w słoweńskich Alpach. Największym zaskoczeniem było czytanie działu sportowego w lokalnych gazetach. Nie było tam ani piłki nożnej, ani bejsbola, ani nawet koszykówki, tylko "wspinaczka i góry".
W Oregonie przeszedł kilka lekkich tras, a podczas roku w Słowenii wspinał się łącznie przez 180 dni. Jego pierwszy trener Ljubo Hansel był zdania, że wspinaczka zależy w 20 procentach od siły fizycznej, a o pozostałych 80 procentach decyduje umysł. - Dzisiaj myślę, że miał rację – mówi House. Nauczył się też, że podczas wspinaczki lepiej dźwigać jeden hak za mało niż jeden za dużo. Jego pierwsza lekcja brzmiała: "Siła umysłu zamiast nadmiaru zabezpieczeń".
Druga nastąpiła rok później, kiedy 19-letni House towarzyszył słoweńskiej ekspedycji, jako pomocnik, podczas wejścia na Nanga Parbat. Wpisał fałszywe dane dotyczące wieku, gdyż był o dwa lata za młody, by móc uczestniczyć w ekspedycji. - Właściwie nikt, kto by mnie wtedy zobaczył, nie odgadłby, że nie mam jeszcze 21 lat – mówił. Udało mu się dotrzeć do drugiego obozu. Kiedy alpiniści wracali z góry, dziwił się, że zostawili w obozie wszystkie swoje śmieci i część wyposażenia. Zapakował więc w plecak tyle, ile mógł, żeby przynajmniej część znieść na dół. Studiował ekologię i szkolił się przez osiem lat na przewodnika wysokogórskiego.
Najlepszymi nauczycielami pozostali jednak jego partnerzy wspinaczkowi, "no i sama góra" – dodaje. Nauczył się, żeby "nie brać siebie zbyt poważnie". House posiada rzadką cechę: autoironię. Kiedy w połowie lat 90. przeszedł kilka tras z wyśmienitym alpinistą Alexem Lowe, ten miał mieć "nogi jak pająk", a House "ramiona jak dinozaur". Teraz House ma przedramiona niemal jak uda. - Alpinista powinien pamiętać, żeby wykonywać małe kroki – mówi.
On wykonał dużo kroków. W wieku 29 lat wpadł w obsesję na punkcie wspinaczki, ale w tym czasie "wszyscy jego partnerzy wspinaczkowi byli już na emeryturze, albo nie żyli" - wśród nich był też Alex Lowe. Nie odstraszyło to House’a. Nawiązał nowe przyjaźnie.
Pokonaną do tej pory tylko dwa razy "czeską drogę" na McKinley zdobył w roku 2000 w 60-godzinnej wspinaczce bez odpoczynku – bez namiotu, bez śpiwora, za to wspólnie ze Scottem Backesem i Markiem Twightem. Twight nazwał kiedyś amerykańskich alpinistów "jamajskimi bobsleistami światowego alpinizmu".
House nie chciał być bobsleistą z Jamajki. Swojego miejsca we wspinaczce szukał raczej między anarchistami takimi jak Rolando Garibotti, Marko Prezelj i Mark Twight. W swojej książce "Beyond the Mountain" (Po drugiej stronie gór) pisze o swojej 60-godzinnej wspinaczce: "Wspinaliśmy się, jakbyśmy byli jednym, sześcioocznym, sześcioramiennym organizmem z trzema mózgami".
Ciężko mu wyjaśnić, czemu - skoro jest racjonalistą ("Nie jestem osobą wierzącą") - tak radykalnie traktuje swoje hobby.
Dlaczego każdy wolny grosz inwestuje w ryzykowne podróże i w ich imię w 2004 roku porzucił żonę po dziewięciu latach małżeństwa? Dlaczego na północnej ścianie North Twin w Canadian Rockies wspinał się za Markiem Prezeljiem w jednym bucie, bo zgubił drugi w połowie ściany? Dlaczego wspinał się na południowo-zachodnią ścianę K7 mierzącą 2400 metrów, mając przy sobie sprzęt ważący tylko trzy kilogramy, w pojedynkę - co zajęło mu 41 godzin? Dlaczego w 2004 roku na flance Rupal w ogóle nie zauważył, że cierpi na chorobę wysokościową i dopiero Bruce Miller zmusił go do zawrócenia – a i tak chwilę potem zdecydował się na próbę samotnego podejścia, które po kilkuset metrach był zmuszony przerwać?
- Teraz z łatwością mogę zawrócić. Wcześniej było z tym gorzej – mówi House.
Czasami dokonuje ponownej próby podejścia, tak jak ostatnio na Makalu lub w 2005 roku, kiedy zdobył z Vincem Andersonem flankę Rupal, za co został odznaczony Złotym Czekanem – prestiżową nagrodą przyznawaną za wybitne osiągnięcia w alpinizmie. - Wydaje mi się, że Vince na to nie liczył. Podczas ceremonii wręczenia nagrody miał na sobie podkoszulek z Brucem Lee – mówi House.
Rok wcześniej sam skrytykował wręczenie nagrody. Otrzymała ją bowiem rosyjska ekipa, która na północnej ścianie siedmiotysięcznika Jannu zainstalowała na stałe liny. W 2007 roku inny laureat Złotego Czekana - dobry znajomy House’a Marko Prezelji - wywołał skandal mówiąc: Slava je kurba – "Sława to dziwka". To niemożliwe, żeby obiektywnie ocenić alpinistyczne dokonania drugiego człowieka.
Ze szczytu na Nanga Parbat jest jeszcze jedno zdjęcie. House w zwycięskim geście trzyma nad głową czekan.
- Musiałem też zrobić zdjęcie dla mamy - mówi.