Koniec świata za trzy lata
Katalog znalezionych hasełArchiwum
- Moje najwiÄksze skarby i opowieĹci prosto z mojego
- Adam Małysz przeleciał na nartach 70 km w Pucharze Świata
- Quidoo Scene najbardziej wydajny telefon świata?
- Kaiane Aldorino z Gibraltaru Miss Świata 2009
- Fc Barcelona najlepszą klubową drużyną świata
- Tadeusz Błażusiak z Pucharem Świata rajdów ENDURO
- Marcin Dołęga mistrzem świata w podnoszeniu ciężarów
- MŚ Antalya 2009:Polki wicemistrzyniami świata
- Łukasz Bójko z Pucharem Świata w kolarstwie torowym
- Marc Janko najskuteczniejszym napastnikiem świata 2009
- Agata Pietrzyk wicemistrzynią świata w zapasach kobiet
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- odbijak.htw.pl
Moje najwiÄksze skarby i opowieĹci prosto z mojego

Koniec świata nadejdzie. Za jakieś cztery lub pięć miliardów lat. Po upływie tego czasu Słońce się zestarzeje, spuchnie, a następnie unicestwi naszą planetę.
Jednak koniec świata nie nadejdzie 21 grudnia 2012 roku, jak przekonują nas krążące w sieci plotki rozsiewane przez pseudonaukowców, kawalarzy, hollywoodzkich speców od reklamy filmowej i szaleńców, którzy nie rozpoznaliby naukowego faktu, nawet gdyby ten walnął ich między oczy.
Według niektórych z nich świat skończy się w 2012 roku za sprawą tajemniczej planety X, która podobno pędzi ku Ziemi. Inni specjaliści od końca świata przepowiadają burze magnetyczne, przebiegunowanie Ziemi oraz silne tarcia płyt tektonicznych. Wszystkie te rewelacje, a także ich niezliczone warianty, można dogłębnie przestudiować w takich książkach jak "Apocalypse 2012" (z ang. Apokalipsa 2012 – przyp. Onet), "The World Cataclysm in 2012" (Światowy kataklizm w 2012) czy "How to Survive 2012" (Jak przeżyć 2012).
Całe to zamieszanie w najmniejszym stopniu nie bawi jednak Davida Morrisona, naukowca z Instytutu Astrobiologii NASA. Obliczył on, że obecnie na rynku znajduje się około 200 książek dotyczących 2012 roku. Jako autor internetowej podstrony NASA "Ask an Astrobiologist" (Zapytaj astrobiologa), otrzymał niemal 1000 e-mailów od ludzi, którym wydaje się, że naszą planetę czeka w 2012 roku zagłada. Pewien nastolatek napisał, że woli popełnić samobójstwo niż patrzeć, jak świat ulega zniszczeniu. Według Morrisona autorzy wielu listów wychodzą z założenia, że amerykański rząd ukrywa nieuniknioną katastrofę. Wiele listów zaczyna się od słów: "Wiem, że nie może pan ujawnić prawdy, ale...".
W opublikowanym w najnowszym numerze magazynu "Skeptic" Morrison wyjaśnia, że skojarzenie liczby 2012 z zagładą, wynika z mistycyzmu w stylu New Age oraz typowego dla Hollywood oportunizmu. Mówiąc krótko, cała afera nie jest niczym więcej niż głupim dowcipem.
Teoria końca świata czerpie także inspiracje z opartego na tzw. "długiej rachubie" kalendarza Majów. Data 21.12.2012 wyznacza koniec 394-letniego cyklu znanego w kulturze Majów jako trzynasty baktun. Jednak nie ma powodu, dla którego mielibyśmy podejrzewać, że Majowie uznawali tę datę za koniec świata.
Wielu inspiracji zwolennikom teorii końca świata dostarczył zapewne pisarz Zecharia Sitchin. W swoich książkach Sitchin opisuje tajemniczą planetę Nibiru, o której nic nie wiadomo współczesnej nauce, a o której istnieniu doskonale wiedzieli starożytni Sumerowie. Jak czytamy, Nibiru porusza się wokół Słońca po bardzo spłaszczonej orbicie i odwiedza wewnętrzny Układ Słoneczny raz na 3600 lat. Według autora kolizja pomiędzy Nibiru i inną planetą przyczyniła się zarówno do powstania Ziemi jak i pasa planetoid. Co więcej, starożytni astronauci z Nibiru przybyli na ziemię i założyli na niej ludzką rasę.
Zadbawszy, aby żaden dobry pomysł nie pozostał bez echa wytwórnia Sony Pictures wyprodukowała za 200 milionów obraz „2012” [polska premiera 13 listopada – przyp. Onet]. Trailery filmu pokazują rozpadającą się Ziemię. Choć film nie wyjaśnia dlaczego tak się dzieje, widzowie mogą obejrzeć, jak całe Los Angeles wpada do morza. Tsunami nie omija nawet położonych wysoko w Himalajach tybetańskich klasztorów. Kopuła bazyliki św. Piotra spada na plac rozgniatając tłumy chrześcijan na mokrą plamę. Niesiony przez olbrzymią falę lotniskowiec obraca w gruz Biały Dom.
Reżyserem filmu jest Roland Emmerich, specjalista od wszelkiego rodzaju nieszczęść w takich filmach jak "Dzień niepodległości" czy "Pojutrze". Jednak przy najnowszej produkcji Emmericha, jego poprzednie filmy przypominają niskobudżetowe dramaty kostiumowe.
Sony promuje film za pomocą sloganu marketingowego "Szukaj: 2012". Dzięki takiemu zabiegowi wystarczy wpisać w Google hasło "2012", by znaleźć mnóstwo informacji na temat końca świata. Wytwórnia Sony założyła także stronę internetową dziwnej organizacji o nazwie Institute for Human Continuity (www.instituteforhumancontinuity.org), na której brzmiącym naukowo językiem objaśnia się szczegółowo internautom, jak zostanie poszatkowany, spalony i rozniesiony w proch i w pył nasz glob. Według instytutu zagrożenia nadejdą z tak wielu stron, że można dostać zawrotu głowy od samego patrzenia na nie ("olbrzymie ilości promieniowania słonecznego zaczną bombardować Ziemię, podgrzewając roztopione, półpłynne warstwy pod litosferą, w efekcie czego płyty tektoniczne zaczną poruszać się z większą swobodą").
Faktycznie, Wszechświat jest dzikim, mrocznym miejscem z wybuchającymi gwiazdami, eksplozjami promieni gamma, czarnymi dziurami, nie wspominając o wbijających się w słońce kometach i asteroidach prujących być może prosto ku Ziemi. Ale jest też prawdą, że Ziemia leży w bardzo spokojnym zakątku galaktyki, na prawdziwej galaktycznej wsi, gdzie naprawdę niewiele się dzieje. Z kosmologicznego punktu widzenia, znajdujemy się na głębokiej Suwalszczyźnie.
Tak naprawdę do pobudzenia swojej wyobraźni nie potrzebna jest nam pseudonauka. Prawdziwa nauka dostarcza nam równie intrygujących informacji. Choć nie istnieje żadna planeta X, ani Nibiru, to na przykład ponad Plutonem znajduje się karłowata planeta Eris. Porusza się ona jednak po stałej orbicie i nic nie wskazuje na to, aby wybierała się w najbliższym czasie w kierunku Ziemi. Natomiast gdyby Nibiru faktycznie zdążała w naszą stronę, jeden ze 100 000 astroamatorów na Ziemi dawno by już ją zauważył.
– Trzeba być naprawdę tępym, by nie pojmować, że Nibiru jest wytworem fantazji – mówi Morrison.
Naukowiec nazywa tego rodzaju obawy "kosmofobią". Jego wysiłki w celu ostudzenia paranoi związanej z 2012 rokiem mają także swój ironiczny wymiar: Morrison jest pionierem badań dotyczących bliskich Ziemi obiektów, które mogą okazać się dla niej zagrożeniem. W ostatnich latach astronomowie zlokalizowali wszystkie asteroidy w pobliżu naszej planety o średnicy trzech kilometrów i większych - twierdzi Morrison dodając, że żaden z wykrytych obiektów nie stwarza zagrożenia dla Ziemi.
Jedna z przelatujących nieopodal naszej planety asteroid, o nazwie Apophis, minie ją w 2029 roku, następnie w 2036, a potem w 2068, ale najnowsze badania wskazują, że w żadnym momencie swojego lotu nie znajdzie się ona bliżej niż 29 000 kilometrów od Ziemi. Poza tym Apophis nie jest zbyt duża. Nie przekracza swoją długością dwóch i pół boiska piłkarskiego.
– Nie zdołałaby zniszczyć więcej niż małego stanu w USA – mówi Morrison.
To katastrofalna informacja. Ale nie bardziej katastrofalna od wizji zderzenia z Nibiru. Aby obejrzeć tę drugą, będziecie musieli udać się do kina.